sobota, 25 czerwca 2016

Saksofonista rozdzial 10-11-12

Cześć!
Chce się pochwalić, zanim zaczniecie czytać.. że moja przyjaciółka jest bardzo zadowolona z całego opowiadania i pożycza je swoim koleżanką ;-;...
Betowała Helena Komar. 

Rozdział 10

-Chodźmy do mnie – Elien przytuliła go od tyłu, gdy Edmund czyścił stół z krwi.
-Dobrze – odpowiedział jej i chwycił ręce, które go oplatały. Pogładził je. – Spaliłaś  ciało?
-Właśnie płonie – odpowiedziała z uśmiechem, a on pociągnął ją za szopę do ognia.
-Pięknie – objął blondynkę mocno i ucałował w skroń. Kobieta oparła się na jego ramieniu i  zastanawiała, dlaczego chciała iść do Alana. Zadecydowała tak impulsywnie…

Alba zapisywała wszystko w notatniku. Dobrze, że nie została na te nocną zmianę w przytułku. Starała się zapisać każde słowo, które usłyszała. Oprócz tych sprośnych tekstów i jęków… Raczej miała by problem zapisać, jęki Pani Lange, gdy była już u szczytu rozkoszy… Teraz nie był czas na rozmyślanie nad tym. Obserwowała mężczyznę, który obejmował Elien. Opisała, go w notatniku, tak żeby i jego mogła oddać w ręce policji. Oni nie było normalnymi ludźmi i musieli za to zapłacić!
Jeszcze nie teraz, ale w swoim czasie spotka ich sowita kara. SZLI W JEJ STRONIE! Przebiegła na drugą stronę szopy, tak aby nie mogli jej zobaczyć. Słyszała ich krótką sprośną rozmowę. Weszli do środka. Alba obserwowała te parę z pomiędzy dziur w szopie. Pani Lange wzięła torebkę i poprawiła sukienkę, a następnie próbowała zetrzeć jakąś plamę z czarnego materiału, ale bez skutku. Wtedy mężczyzna, który przedstawił jej się jako Edmund chwycił ją w pasie. Wyprostowała się.
-Pomogę ci potem zdjąć tą sukienkę i wyprać – Pani Lange ucałowała go i wyszli.
Alba zastanawiała się co miał w dużym czarnym pudełku z rączką. Pewnie nic dobrego! Gdy oddali się na tyle daleko, aby nie mogli jej zobaczyć podeszła do drzwi, szopy. Próbowała je otworzyć. Zaczęła szarpać. Narobiła hałasu. Obejrzała się, czy nie zwróciła ich uwagi. Na szczęście zniknęli  jej z oczu. Rozejrzała się wokół, czy nie ma czegoś, co mogło by jej ułatwić wejście do szopy. Znalazła metalowy pręt. Włożyła go pomiędzy drzwi i mocno przycisnęła do ściany. Deski w drzwiach wygięły się. Jeszcze raz i udało się! Deski połamały się, a ona weszła do środka. Znalazła włącznik światła. Poza prostokątnym stołem na środku nie było tam nic interesującego. Przejrzała wszystko dokładnie i zrobiła zdjęcia aparatem komórkowym. Tak na wszelki wypadek. Następnie wyszła i wróciła do domu, a tam przeanalizowała wszystko jeszcze raz.

Poranek był chłodny, typowy dla jesieni. Gdy otworzyła oczy, Edmund jeszcze spał. Ucałowała go w czoło i delikatnie wyplątała się z jego objęć. Przykryła go pościelą i zauważyła coś dziwnego. Na łóżku było pełno jej włosów. Pobiegła do łazienki. Zmierzwiła włosy. Mały pęk został jej w ręce. Co do cholery…? Wróciła do sypialni i z toaletki wyjęła serum odmładzające, które dał jej doktor John. Pociągnęła z butelki i schowała lekarstwo. W kuchni zajęła się śniadaniem. Zrobiła tosty, usmażyła jajecznice i zaparzyła kawę. Usłyszała skrzypnięcie na schodach. Już wstał. Uśmiechnęła się.
-Dzień dobry, ślicznotko– powiedział tym swoim głosem, w ręku trzymając saksofon.
-Najpierw coś zjedz, potem graj – zwróciła mu uwagę.
-Mogę schrupać ciebie? – zaśmiał się. Podszedł i chciał ją przytulić, ale wyciągnęła ręce, odpychając go.
-Jak weźmiesz kąpiel – usiadła do stołu naprzeciw Edmunda.
-Weźmiemy – poprawił ją i uśmiechnął się.
-Ty nimfomanie – nałożyła mu jajecznicy i wcisnęła na talerz dwa tosty.
-I kto to mówi! – zauważył. – Mam ci przypomnieć wczorajszą noc? – zaśmiał się i zaczął jeść.
-Pójdziemy się wykąpać – powiedziała w końcu to, co chciał usłyszeć.
Edmund zjadł szybciej śniadanie i zaczął grać. W tym domu nie będzie cicho, gdy on tu jest. Spojrzała na zegarek, który wisiał na ścianie. Wskazówki pokazywał w pół do ósmej.
-Cholera! – zaklęła – Wykąp się i rozgość. – wstała szybko i ucałowała go w czoło – Musze jechać do szkoły! – pobiegła do sypialni.
-Może pojadę z tobą? – poszedł za nią.
-Nie będziesz mógł tam grać. – zakładała właśnie pończochy.
-Zrób to jeszcze raz – powiedział, gdy wciągnęła czarne pończochy na nogi. Posłała mu tylko uśmiech. Wciągnęła czarną sukienkę z koronkowymi rękawami i podeszła do niego.
-Zapnij mnie.
-Wolał bym rozpiąć – pociągnął za złoty zamek.
-To później – ucałowała go w policzek, a Edmund chwycił ja za rękę i mocno pocałował. Chwilę to potrwało, zanim Elien się od niego oderwała.
-Do widzenia, aniołku – odprowadził ją pod drzwi i właśnie w tej chwili, ktoś zadzwonił. Pocałowała go jeszcze raz otwierając białe drzwi, wyminęła stojącego w nich sąsiada z kwiatami i gazetą. Zaraz… GAZETA! Wróciła po nią.
-Zajmij się nim – rzuciła do Edmunda, gdy wyjęła z pod pachy mężczyzny pisemko. Wsiadła do taksówki i dziesięć minut później siedziała w ponurym gabinecie nadrabiając robotę, którą wcześniej zostawiła.
Pokoje i korytarze były dość dobrze wysprzątane, ale nie tak dobrze jak oczekiwała. Po południu Alba przyniosła jej obiad i pocztę. Zanim zaczęła jeść otworzyła listy. Jeden z nich informował, że do przytułku przyjedzie lekarz i przebada wszystkie dzieci i jeśli będzie taka potrzeba lub chęć personel i pani dyrektor może poddać się badaniu. Czyli rutyna, stwierdziła w myślach. Zjadła posiłek, który przyniosła jej opiekunka i rzuciła się w wir pracy.
Nawet nie zdała sobie sprawy jak szybko upłynął jej dzień. Odchyliła głowę do tyłu i wyprostowała obolałe plecy. Zmierzwiła włosy. Znów jasne pasmo zostało jej w dłoni. Wystraszona strzepnęła je z ręki. Wyjęła papierosa z torebki i nerwowo paliła. Co się ze mną dzieje?  Zabrała torebkę i wyszła. Gdy dotarła do domu było już ciemno. Uśmiechnęła się słysząc dźwięki saksofonu. Weszła po stopniach. Zakręciło jej się w głowie. Pomyślała, że może to od papierosów. Za dużo pali…
Gdy weszła do środka, gra ustała, a z salonu w jej kierunku wyszedł Edmund. Pomógł ściągnąć jej ulubione czarne futro i ucałował mocno na przywitanie. Zawsze, ale zawsze robił to z taką pasią… Jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego…
-Pokarze ci coś – powiedział tajemniczo i chwycił ją za rękę, a następnie wyprowadził za dom. –Spójrz – wskazał palcem na ławkę i stolik obok dużej wierzby płaczącej. – Choć – ścisnął mocniej jej dłoń i poprowadził do ławki. –To jednocześnie miejsce naszych spotkań, a także grób. Ten sąsiad już więcej nie będzie ci zawadzał – powiedział z uśmiechem i usiadł obok Elien.
-Dziękuje – powiedziała cicho do jego ucha i ucałowała je lekko. Po chwili przeciągnęła językiem po całej długości ucha, przygryzając delikatnie płatek i trzymając go między zębami przez kilka sekund.
To było dla niego zaproszenie. Nie skończyło się na tym jednym małym pocałunku. Elien już sama nie wiedziała , czy to tylko seks, czy coś więcej… Coraz mocniej ogarniało ją  to uczucie, którego już dawno, dawno nie czuła… Ale jeszcze teraz nie umiała go nazwać… Wiedziała, co to, ale bała się, tak bała się… Że oszukuje samą siebie…

Rozdział 11

Kilka dni później Edumd wyszedł gdzieś i pierwszy raz odkąd go znała powiedział, że ma zostać i nie iść z nim. Wrócił za kilka godzin z dwoma walizkami w rękach.
-Musze mieć kilka swoich rzeczy, prawda? – uśmiechnął się z pod kapelusza i odstawił bagaż.
Wiedział, że nie wprowadzi się do niego. On musiał to zrobić. Po prostu jej oznajmił już po fakcie. Wszystko działo się jakoś szybko, ale nie zaprzeczała. Była szczęśliwa, jak nigdy w życiu, jednak noce zanim się wprowadził, gdy  wracał do siebie były katorgą. Nie dlatego, że go nie było. Dlatego, że coś się z nią działo. Nie mogła spać, a z rana nie miała nawet sił podnieść się z łóżka, włosy wciąż wypadały…
Będzie musiała się zbadać, kiedy do przytułku przyjedzie lekarz.
Potrząsnęła głową, zacisnęła mocno oczy i ruszyła na ławeczkę za domem. Co dnia spędzali tam więcej czasu. Dużo rozmawiali, ale także dużo milczeli. On grał, a ona słuchała, a potem… zabierał ją do sypialni, niby zmęczony, ale Edmund nigdy nie był zmęczony po tym jak grał.
-Wstawaj – ucałował ją w policzek. Elien mruknęła i przewróciła się na drugą stronę. – Masz trzydzieści minut
-Dzwoń po taksówkę – odpowiedziała  i usiadła na łóżku.
Teraz każdy poranek wyglądał inaczej. Czasami robił jej śniadanie, a czasami budził ją bardzo wcześniej rano grając na saksofonie. Normalny człowiek by oszalał, ale nie ona… Oni już byli szaleni. Oboje.
Elien ubrała się, zjadła coś szybko i ucałowała go tylko w policzek. Była zbyt zmęczona, żeby zdobyć się na coś więcej. Wsiadła do taksówki i wypaliła kilka papierosów.
Przyjechała kilka minut przed przyjazdem doktora. Nim zdążyła wejść do biura, opiekunka powiedziała jej, że właśnie przyjechał lekarz. Dzieci badano od najmłodszych po najstarsze, na końcu personel. Oprócz kilku przeziębień i kataru, wszystkie dzieciaki były zdrowe. Kadra pracownicza była w idealnym stanie.
-Do widzenia – odpowiedział ciepło lekarz, Albie, właśnie wychodziła z gabinetu Pani Lange. Dyrektorka udostępniła go, aby mógł przeprowadzić badania. – Pani Lange, pani też? – zapytał, kobietę siedzącą na krześle przed gabinetem. Wolno paliła papierosa.
-Tak – odpowiedziała słabo i weszła do gabinetu. Lekarz ze zdziwioną miną patrzył jak rozpinał suwak sukienki, by mógł przeprowadzić standardowe badania. Nigdy, ale to nigdy nie poddawała się takim badaniom, aż do teraz.
-Jest pani blada – stwierdził lekarz, osłuchując ją. – Dobrze się pani czuje?
-Nie – odpowiedziała wprost.
-Będę musiał Panią bardziej wnikliwie przebadać. Może pani pojechać ze mną do szpitala?
SZPITALA?! Zagrzmiało w jej głowie.
-Tak – powiedziała bez zająknięcia. – Proszę się zbierać, zadzwonię po taksówkę…
-Pojedziemy moim samochodem  - powiedział uśmiechnięty i chwile potem już stali przed szkołą.
W szpitalu od razu się nią zajął. Pobrał krew i porozmawiał z kilkoma kumplami z laboratorium, że musi dostać wyniki badań jak najszybciej. Cały czas wysłuchiwał jak w ostatnich dniach się czuła, co działo się z jej organizmem i przede wszystkim o jej włosach, które naprowadziły go na właściwy trop.
-To nowotwór  i niestety z przerzutami. Jeśli spróbujemy może…
-Dobrze – przerwała mu. – Z przerzutami – powtórzyła – Z przerzutami.
-Tak. Może Pani zacząć leczenie już dzisiaj dam pani tabletki.
Pokiwała głową na odpowiedz. Nie patrzyła na niego. Próbowała się obudzić, ale to nie sen. Czyli jej życie nie mogło być tak kolorowe, jak jej się wydawało.
-Proszę zgłosić się do mnie za trzy tygodnie. Zobaczymy czy tabletki pomogły, a w razie gdyby pojawiły się omdlenia od razu przyjechać do szpitala – poradził jej i wyszedł z sali. Wrócił chwile później trzymając w ręku pomarańczowe opakowanie.
-Proszę brać po jednej trzy razy dziennie i radzę rzucić nałóg – podsunął jej lekarstwo i pożegnał się.
Wyjęła papierosa i w drodze do wyjścia zdążyła go wypalić i zadzwonić po taksówkę.
Nie może powiedzieć nic Edmundowi… To by go zabiło…
Wróciła do domu późnym wieczorem. Była zbyt zmęczona żeby jeść, żeby zrobić cokolwiek. Skłamała Edmundowi, że musi jutro rano wcześnie wstać, żeby  jechać do przytułku i zrobić kontrolę. Uwierzył, a ona oddała się Morfeuszowi.

Rozdział 12

-Wstawaj aniołku, zrobiłem śniadanie – obudził ją niski głos.
Gdy otworzyła oczy stał przed nią jej przystojny mężczyzna w białej koszuli i czarnych spodniach na szelkach. Ucałował ją w czoło i wyciągnął rękę, którą pochwyciła. Zakręciło jej się w głowie, ale nie dała po sobie tego poznać. Z uśmiechem na twarzy usiadła do stołu. Śmiała się z jego żartów, słuchała jak mówi jej o wszystkim, co robi całymi dniami, gdy czeka na nią.
-Możesz przyjechać dziś wcześniej? – zapytał, zmywając nauczania.
-Postaram się – wstała i przytuliła się do jego silnej sylwetki – Planujesz coś?
-Bądź na szesnastą – odwrócił się ku niej i pocałował. – Pomóc ci się ubrać czy dasz radę? – uśmiechnął się zadziornie.
-Chyba dam radę – odpowiedziała i odeszła do sypialni. Czuła na swoich plecach jego palący wzrok. Oczekiwał innej odpowiedzi…
Ubrała się i wyszła.
-Zapomniałaś o czymś? – zawołał za nią Edmund, nim zdążyła wsiąść do taksówki.
Elien wróciła się i pocałowała go, a on przycinał ją mocniej do siebie i całował tak jakby mieli widzieć się ostatni raz. W końcu wsiadła do taksówki.
W przytułku myślała jak sobie z tym wszystkim poradzić, pierwszy raz w życiu wyjściem ze wszystkiego nie mogła być śmierć. Wzięła do ręki telefon i zadzwoniła do osoby, która wiedziała o niej prawie wszystko.
-Melodii?
-Witaj kochana! – zabrzmiała w słuchawce głos jej przyjaciółki.
-Masz czas?
-Dla ciebie zawsze.
-Teraz?
-Wpadaj!
-Już jadę – rozłączyła się.
Z torebki wyjęła tabletki, które dał jej lekarz. Wzięła dwie, popiła je wodą i kierowała się w stronę wyjścia. Piętnaście minut później była już na miejscu. Zapukała do drzwi.
-Dzień dobry! – na jej szyi zawisła Melodii. – Wchodź.
-Dzięki, że znalazłaś czas – powiedziała słabo.
-Kawy?
-Tak – odpowiedziała jej i poszła do salonu, czuła się u niej jak u siebie w domu. Z resztą obie traktowały się jak siostry. Poczekała chwile i zaraz do pokoju weszła Melodii z dwoma parującymi filiżankami kawy. – Musze ci o czymś powiedzieć – zaczęła, dłużej nie będzie czekać.
-Słucham?
-Mam raka – popatrzyła na nią poważnie.
-To żart? – parsknęła, a Elien zmierzwiła włosy i pokazała jej, pasmo jasnych włosów na ręce. –To można leczyć – zaczęła nerwowo.
-Mam tabletki.
-Wyjdziesz z tego.  – próbowała jakoś ją pocieszyć.
-Wiesz, znalazłam kogoś kto… - przerwała i potarła twarz – Kogoś komu zależy na mnie
-Tak się cieszę – uśmiechnęła się lekko Melodii.
-Nie masz z czego. Nie długo umrę… - oczy jej się zeszkliły  - Nigdy nie może mi choć raz wyjść… - Samotna łza staczała się po jej policzku – Nie chce umierać – popatrzyła na przyjaciółkę zapłakanymi oczami.
Była silna, ale do czasu… Jej czas już minął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz