sobota, 11 czerwca 2016

Saksofoniasta rozdzial 4-5-6

Cześć!
Jestem bardzo dumna z siebie, bo udało mi się w ostatnim czasie zrobić kilka ważnych rzeczy, ale! Przechodząc do sedna sprawy chcę, żebyś cię wiedzieli, że ostatnio byłam sobie sama: pisarzem, wydawnictwem i drukarnią. Sama wyprodukowałam książkę, która poleciała w ręce mojej przyjaciółki, a wy macie dzięki niej okazję czytać kolejne trzy rozdziały.
Betowała Helena Komar.




Rozdział 4: 

Obudziła się rano w łóżku Johna. Mężczyzna obok niej spał. Wstała, tak, żeby go nie obudzić. Ubrała się i zebrała wszystkie rzeczy. Zapaliła by, ale skończyły jej się papierosy. Po drodze do domu, zatrzymała taksówkę obok kiosku i kupiła tam dwie paczki Marlboro. Papierosy były jak wybawienie. Cudowny, gorzki smak. Gdy dotarła do domu wzięła kąpiel i akurat jak wyszła z pod prysznica zadzwonił telefon.
-Witaj kochana! – To była jej przyjaciółka Melodii
-Cześć, skarbie. Coś się stało?
-Mam dzisiaj wolne popołudnie, wpadnę na obiad.
-Będę czekać – odpowiedziała jej. –To do potem.- Rozłączyła się.
Czyli dzisiaj też nie zaśnie trzeźwa, stwierdziła w myślach. Wypaliła papierosa i postanowiła odespać noc, w sumie,  nie ukrywajmy, za wiele nie pospała. Położyła się i od razu zamknęła oczy. Znów do jej uszu doleciała cicha melodia komórki. Zaklęła wstając po telefon.
-Cześć, spotkamy się dzisiaj? Tak rano uciekłaś – dzwonił jej doktor.
-Jestem zmęczona – opowiedziała mu i rozłączyła się, pozostawiając bez zbędnych wyjaśnień. Wyłączyła kompletnie telefon i nastawiła staromodny budzik stojący na szafce nocnej, tak żeby wstać przed południem.

Dwie godziny później obudził ją denerwujący dźwięk budzika. Elien przeciągnęła się na łóżku. Nie miała ochoty wstawać. Westchnęła ciężko i usiadła. Musiałaby ugotować coś na obiad. Tylko co? Wstała. W kuchni zaparzyła mocną czarną kawę i wypaliła kilka papierosów na raz. Z półki wyjęła jedną z książek kucharskich i otworzyła na losowej stronie. Wędzony kurczak? Nie. Przerzuciła kilka kartek. Wegetariański obiad. Na pewno nie! Zrobimy to inaczej. Wrzuciła do wody ryż. Na patelni zaczęła smażyć warzywa, dorzucając do tego kawałki kurczaka. Przypomniało jej się coś -  Nie czytała porannej gazety! Wyszła przed dom sprawdzić czy jest. Z zadowoleniem spojrzała na kawałek papieru pod drzwiami. Zamieszała warzywa i  rozłożyła gazetę. Na pierwszej stronie była ciekawa informacja. Mężczyznę, który chciał się wczoraj do niej dobrać, Ed’a zamordowano. Nie zdziwiło jej to dopóki nie uświadomiła sobie, że to nie ona go zabiła. Interesujące.
Bądź, co bądź chciała to zrobić. Ktoś ją ubiegł, z resztą nie będzie za nim tęsknić. Powinna zadzwonić do przytułku i powiedzieć, że jej nie będzie… Zrobi to później. Czytała dalej gazetę. Znów napotkała artykuł o nożowniku. Było tam opisane jego życie. Wszystko ładnie, pięknie, ale dlaczego nie podają w gazetach jego tożsamości? Kogo mam się bać jak nawet nie zamieścili zdjęcia. Ostatnią stroną były ogłoszenia o pracę. Usunęła jedną opiekunkę, więc potrzebuje kogoś na zastępstwo. Napisała ogłoszenie o pracę i wysłała, a gazetę wyrzuciła do śmietnika. Wyłączyła ryż i gaz na którym smażyły się warzywa. Poszła do sypialni. Ubrała czarną prostą sukienkę na ramiączkach. Umalowała się i nadała włosom trochę objętości. Wypaliła papierosa, akurat zadzwonił dzwonek w drzwiach. Zeszła otworzyć.
-Tak dawno się nie widziałyśmy! – zaćwierkała jej przyjaciółka Melodii, gdy Elien otworzyła drzwi. Kobieta rzuciła jej się na szyję. Tak bardzo się zmieniła. Zaszła w ciąże, schudła i zapuściła włosy.
-Wchodź, kochana. Obiad czeka.
-Boże Elien! Wyglądasz świetnie! Obróć się no!
-Wyglądam jak stara kurwa – zaśmiała się
-Czy ja wiem? – złapała ją za pośladek. – Żebym to ja w twoim wieku miała taki tyłek!
-A ja wyglądała tak młodo jak ty! Papieroska? – wyciągnęła do niej paczkę.
-Ty dalej palisz? Ja przestałam. – powiedziała dumnie Melodii.
-SŁUCHAM? – wyciągnęła talerze i rozstawiła je na stole. – Od kiedy to moja kochana, nie pali?
-Od roku i tobie też radzę to rzucić.
-Wiesz, że palę od trzynastego roku życia i dobrze mi z tym.
-Nikt cię nie zmieni – jej przyjaciółka zaczęła nakładać obiad.
Rozmawiały potem, aż do wieczora o wczorajszym dniu. Elien musiała się wygadać na temat wczorajszych wrażeń. Może i doktorek nie był najlepszy w łożu, ale spędziła miłą noc. Wieczorem otworzyły butelkę wina.
-Wiesz myślałam, że ma większego! – zaśmiała się Elien.
-Nie chcę o tym słuchać! – powiedziała z uśmiechem, nalewając wina. –Wiesz co jest za dwa dni?
-Niech pomyśle – wypuściła dym – Środa? – Upiła wina.
-Jak możesz? Udajesz!
-Czwartek?
-Moje urodziny! Przecież wiesz, że robię imprezę. Będzie masa ludzi!
-Brzmisz jak napalona nastolatka. Maylo chyba dawno już cię… - zaśmiała się głośno
-Jesteś okropna! – Śmiała się razem z nią. – Ty zwyrodnialcu, popatrz na godzinę. Muszę już lecieć.
-Czekaj. – Elien wyciągnęła telefon i zadzwoniła gdzieś. –Maylo? Twoja suczka, czeka u mnie na kanapie, aż ją zerżniesz – Melodii rzuciła w nią poduszką. – Będzie za dziesięć minut. Ubieraj się.
Jej przyjaciółka wstała chwiejąc się odnalazła buty. Z ledwością je założyła i narzuciła na siebie płaszcz. Melodii podparła się o jej ramię i chociaż dzwonek w drzwiach nie zadzwonił, one szły do wyjścia. Otworzyły wspólnie drzwi. Pod dom podjechał mąż Melodii.
-Pa, kochana – Elien ucałowała ją w policzek. Spojrzała do samochodu. Na tylnym siedzeniu był mężczyzna z saksofonem. –Maylo przyjechał z kolegą? – Podeszła do auta i całkowicie wytrzeźwiała
-Zdawało ci się – zaśmiała się jej przyjaciółka i wsiadła do auta – Pa, kochanie!

Rozdział 5: 

Kolejny dzień był mordęgą. Głowa jej pękała, a organizm odmawiał posłuszeństwa w dodatku te telefony od Johna, nie miały końca. Nie pomogła jej nawet mocna czarna kawa i paczka papierosów, a to był już znak, że musi przestać pić! Przynajmniej na jakiś czas… Ledwo się pozbierała i zadzwoniła po taksówkę. Równo o ósmej była w przytułku. Odłożyła torebkę na biurko i rozsiadła się w fotelu. Sprawdziła pocztę, poodpisywała na listy. Wypiła kolejną czarną jak smoła kawę.
-Dzień dobry! – do jej gabinetu bez pukania wszedł mężczyzna w średnim wieku z dwójką identycznych chłopców.
-Pukajcie do cholery – powiedziała Elien nie podnosząc głosy z nad papierkowej roboty.
-Yhym – odkrzyknął mężczyzna, a pani dyrektor dopiero teraz spojrzała na niego. Był przystojny i chyba nie miał obrączki na palcu. Uśmiechnęła się do niego, a potem przerzuciła wzrok na dwa bękart, które stały obok niego. –To Steffi i Tom – wskazał na chłopców.
-Dwa kolejne aniołki do kochania – Powinna się smażyć w piekle za te kłamstwa. Pierwsze spotkanie z tymi chłopakami, wystarczyło, że tylko na nich spojrzała, a już ich nienawidziła. – Zaraz poproszę jakąś opiekunkę, żeby się nimi zajęła – powiedziała ciepło.
-Dobrze, a więc dowiedzenia chłopcy i pani…
-Lange – skończyła za niego. – Chodźcie – wyciągnęła do Steffi’ego i Toma ręce, a oni pochwycili je i chwile potem, rozmawiali już z opiekunką.
Elien wróciła do gabinetu. Chciała dokończyć pracę, ale zadzwonił telefon i tym razem na wyświetlaczu nie widniał numer Johna. Odebrała.
-Dzień dobry, chciała bym spytać, czy oferta w szkole z internatem imienia panny Agnes jest nadal aktualna? – w słuchawce telefonu brzmiał ciepły, młody kobiecy głos.
-Oczywiście, chciała by się Pani spotkać i omówić warunki umowy?
-Mogła bym nawet dzisiaj – odpowiedziała jej.
-Będzie pani za godzinę?
-Tak. Dziękuje. Do widzenia. – Elien pożegnała się z kobietą i  wróciła do pracy.
Godzina upłynęła jej szybko. Można by powiedzieć, nawet, że za szybko. Spóźnia się, stwierdziła patrząc na zegarek. Piętnaście minut upłynęło, tej kobiety dalej nie było. Elien wyciągnęła papierosa i odpaliła go. Upłynął kolejny kwadrans. Skandal! Wyszła przed gabinet i zobaczyła, jak w jego stronę idzie brunetka.
-Przepraszam Pani Lange, pogubiłam się w tych korytarzach. – uśmiechnęła się krzywo. Była taka młoda i piękna…
-Zapraszam do gabinetu – pokierowała ją gestem ręki.
-Pracowała już Pani z dziećmi? – zapytała Elien, paląc kolejnego papierosa.
-Tak, pracowałam w przeczkolu, ale sądzę, że z starszymi dzieciaczkami też sobie poradzę – Z małej torebki wyjęła CV i podsunęła jej.
-Dobrze – przejrzała wnikliwie pisemko. Była prawie idealna. Gdzieś musiał być haczyk…
-Przepraszam jeszcze raz za moje spóźnienie, więc się to nie powtórzy – Miła, taktowna.
-Wierzę. Czy obiecuje Pani wypełniać moje polecenia bez żanych sprzeciwień?
-Oczywiście! – odpowiedziała od razu. Biorę ją.
-Zatem witam w naszej rodzinie. – wyciągnęła do niej dłoń, którą młodsza kobieta mocno uścisnęła.
-Dziękuje, dziękuje! –powtarzała cały czas.
-Może Pani zacząć pracę od zaraz. – uśmiechnęła się lekko.
-Z chęcią.
-Odprowadzę Panią do stołówki-spojrzała na zegarek na ściane-to już pora obiadowa i pewnie inne opiekunki też tam są. – Elien podniosła się z miejsca.
-Proszę mi mówić Alba – uśmiechnęła się, odsłaniając białe proste zęby i podążyła za swoim nowym pracodawcą.
-Mari! – zawołała na stołówce Elien, a zaraz podeszła do niej jedna z opiekunek kręconych się po pomieszczeniu.
-Słucham? – zapytała młoda kobieta.
-Oto nasz nowa opiekunka, Alba. -  Wprowadź ją we wszystkie tajniki pracy.
-Dobrze – kobieta dziwnie popatrzyła na nową koleżankę w pracy, a potem zagadnęła do niej i obie ruszyły w głąb sali.
Elien wróciła do gabinetu. Dziwiła się tej nowej, że nie zwróciła uwagi na ten smród. Zastanowiła się chwile paląc papierosa, za papierosem. W końcu ubrała się ciepło i z kantorka wyjęła łopatę. Poszła daleko za szkołę i zaczęła kopać. Miała wrażenie, że dół nie powiększa się, jednak po kilku mozolnych godzinach stwierdziła, że jest odpowiednio głęboki. Wzięła łopatę ze sobą. Już teraz odczuwała jak bolą ją ramiona, a musi przywlec tu jeszcze te zwłoki… Zaniosła oba worki osobno. Najpierw kobietę, a potem dziecko. Gdy zakopała dół, mogła przysiąc, że nie czuje rąk. Wróciła do przytułku  swoje rzeczy. Starała się o to by, żadna z jej opiekunek jej nie zobaczyła. Bo jednak praca przy biurku nie wylewa z niej ostatnich potów, dlatego szybko dostała się do taksówki i wróciła do domu.

Alba widziała wszystko, chciała wszystko widzieć. Nie na darmo przyszła pracować do tej szkoły. Zapisywała wszystko, co się tam działo. Zastanawiała się, co Pani Lange wynosi w workach i dlaczego tak szybko się potem ulatnia. Czemu jest taka tajemnicza? Musiała się dowiedzieć i zniszczyć te szkołę, chociaż nie… Nie szkołę, a piekło na ziemi. Jeśli to zrobi jej dziennikarska kariera będzie się pięła w górę szybciej niż kiedykolwek. Może zacznie udzielać wywiadów? Nakręci swój własny program? Wszystko stoi przed nią otworem, tylko musi odpowiednio zajść za skórę Pani Lange.

Rozdział 6: 

Dzisiaj wstała taka zadowolona. Lubił gdy się uśmiecha. Kochał jak się porusza, jak poprawia włosy, jak się maluje, kochał każdą jej cząstek. Od tej najmroczniejszej, po te najbardziej dobrą… O ile takie w ogóle istniały. Miał kilka godzin na to, żeby znaleźć jakieś lokum, a potem będzie już jego. Zacisnął mocniej pas wokół bioder. Zabrał saksofon i poszedł na koniec miasta, gdzie stały małe, jednorodzinne domki, a ludzie nie interesowali się swoimi sąsiadami. Swoją drogą, musi jakoś się zając tym natrętnym sąsiadem, zanim Elien to zrobi. To załatwi później. Teraz mieszkanie. Przeszedł się kilka razy wzdłuż chodnika i wybrał ten dom, który najbardziej mu się podobał. Rozejrzał się. Na ulicy było kilkoro przechodniów. Poprawił kapelusz i zapukał do drzwi pomalowanego na szaro domku. Otworzył mu starszy pan. Pomyślał, że wybrał dobrze, łatwa robota. W końcu staruszkowi pewnie nie zostało za wiele życia…
-Dzień dobry, ja…-zaczął mężczyzna w kapeluszu.
-Nie chce ulotek – powiedział starzec przerywając mu w pół słowa i zamknął drzwi.
Tak się bawimy? Zapukał jeszcze raz do drzwi. Mężczyzna otworzył, ale zanim zdążył coś powiedzieć przybysz chwycił go za szyję i zamknął drzwi. Prawą ręką ściskał jego gardło, a drugą szybkim, wyćwiczonym ruchem wyjął nóż z kości słoniowej i wbił mu w brzuch. Staruszek krzyknął.  Dźgnął go jeszcze kilka razy, żeby upewnić się, że ten człowiek już nie żyje. Co ja mam z tobą zrobić? – pomyślał. Puścił staruszka. Jego ciało pacnęło o posadzkę.  Rozejrzał się po domku. Był schludnie urządzony, nie przesadzony, ale wygodny i praktyczny. Jeszcze raz w duchu powinszował sobie wyboru. Wszedł do łazienki ciągnąc za sobą starca i wrzucił do wanny, a następnie zasunął zasłonkę. Problem rozwiązany.

4 komentarze:

  1. Jest! Doczekałam się. W odniesieniu do tych zdjęć na początku posta - wow! To musiało być naprawdę pracochłonne wydać książkę :D Podziwiam.
    A co do opowiadania - super. Jedyne, co według mnie mogłabyś poprawić to takie codzienne czynności, które ty opisujesz bardzo długo. Albo liczba wypalonych papierosów przez główną bohaterkę - przecież gdyby tak zliczyć, to 1/5 opowiadania ;) Mimo to trzymam się tego, że pomysł świetny i czekam na kontynuacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miły komętarz i cieszę sie, że sie podoba :)

      Usuń
  2. Fajnie, że rozdziały nie są za długie. Nie czytałam poprzednich rozdziałów więc nie do końca byłam w temacie, ale całkiem łatwo się połapałam co i jak więc to jest na plus :D
    Littleredcherrysmile click

    OdpowiedzUsuń