piątek, 3 czerwca 2016

Saksofonista rozdział 1-2-3 + prolog

 Cześć, po bardzo długiej przerwie z blogiem: "Czarne Oczy Księcia Półkrwi" chcę was zachęcić do przeczytania, czegoś innego. Mam nadzieje, że te 3 rozdziały zaciekawią na tyle, że z chęcią tu wrócicie i wprowadzą nieco w całą fabułę opowiadania.
 Uprzedzam, że blog jest inspirowany American Horror Story, ale nie zrażajcie się.
Rozdziały będą dodawane w ten sposób, dlatego, że jest to opowiadanie pisane z myślą o mojej przyjaciółce i  nie chcę nic w nim zmieniać. Za wszelkie błędy i nie dociągnięcia przepraszam i proszę o szczere opinie.
 Betowała Helena Komar. 

Agnieszce, mojej przyjaciółce.

Prolog:

„Czasami tęsknie za nią, tak, że boje się, że to ja ją zabiłem”

Rozdział 1: 

Miasto bało się go. Nikt go nie widział, ale wszyscy wiedzieli, co robił. Zostawiał na ciałach dziewcząt i tych, którzy próbowali ich bronić gładkie, płytkie rany. Plotki mówiły, że jego biodra przepasane są pasem wyposażonym w ostrza różnej długości i grubości. Jednak w każdej plotce jest ziarno prawdy.

Szkoła z internatem dla dziewcząt panny Agnes mieściła się obok pięknego dużego parku. Placówka liczyła sto dziewcząt w różnym wieku, od lat siedmiu po lat siedemnaście. Do szkoły trafiały dzieci, które zostały porzucone, a państwo nie miało co z nimi zrobić, więc nie było tam zbyt wiele osób. Dzięki bogu, że niemowląt nie przyjmowano, bo już dawno rozpętałoby się piekło. Mała Elien Lange trafiła do tego przytułku zaledwie trzy tygodnie temu, a już zdążyła wzbudzić nienawiść u jednej ze starszych dziewczyny – Mery McGoomery. Wystarczyło tylko, że ktoś krzywo spojrzał na Mery, która ceniła się bardzo wysoko, a nie miał życia w tej szkole, ale teraz gdy była tam Elien, wszystko miało się zmienić. Dziewczynka wykradła żyłkę i parę innych rzeczy od woźnego. Przywiodła swojego nie przyjaciela do ulubionego miejsca w parku i w ten okrutny sposób Elien uratowała kilka niewinnych istnień, które mogły być narażone na tyranię.
-Ty to zrobiłaś? – Zapytał młody chłopak, podchodząc do dziewczynki, która patrzyła na swoją starszą koleżankę wiszącą na drzewie.
-Ale nie mów nic pani Agnes, będzie na mnie zła – powiedziała wystraszona obecnością chłopca, który przykucną obok niej i tak samo jak ona wpatrywał się w starszą dziewczynę
-Popatrz jak pięknie żyłka błyszczy w słońcu – powiedział do niej z uśmiechem. Dziewczynka zaśmiała się wesoło i odwzajemniła uśmiech chłopaka.  – Zmykaj, bo będziesz miała kłopoty.
Elien z uśmiechem na twarzy pobiegła do szkoły. Wiele razy wracała w te pamiętne miejsce, ale chłopca, z którym chciała znów i znów porozmawiać nie było. Jakby się rozpłynął…

Gdy piękne dźwięki saksofonu skończyły wybrzmiewać z instrumentu, zadbany, przystojny mężczyzna ukłonił się nisko i został nagrodzony brawami. Zszedł z podwyższenia, które przez ubiegłą godzinę było jego sceną. Wszedł do małego kantorka, w którym zostawił futerał. Wyciągnął z niego pas i umieścił tam saksofon, a następnie wyszedł z baru tylnymi drzwiami jak każdy mało ceniony muzyk w tym mieście. Zmierzwił gęste siwe włosy i nałożył czarny kapelusz. Poprawił marynarkę i z biednej dzielnicy, przeszedł do tej bogatszej, gdzie wzdłuż chodników rosły drzewka, a trawnik był zielony. Zatrzymał się przed małym domkiem, pomalowanym na biało. Rozejrzał się wokół. Ulica była pusta. Wszedł po stopniach do domku. Rozpiął marynarkę, która do tej pory zasłaniała ciemno brązowy pas ze skóry. Na wprost drzwi frontowych siedział mężczyzna, którego szukał. Pisał coś na maszynie. Wyjął pięciocentymetrowe ostrze, o grubości trzech milimetrów podszedł do mężczyzny i poderżnął mu gardło. Spojrzał na tekst, który pisał na maszynie. „STRZEŻCIE SIĘ NOŻOWNIKA!” -widniało na papierze. Za jego plecami rozległ się kobiecy krzyk. To żona dziennikarza, którego zabił. Kobieta pobiegła w stronę drzwi frontowych. Jednak nim zdążył chwycić za  klamkę, w jej ciele lśniły już trzy ostrza. Upadła na podłogę. On podszedł do niej i wbił w jej ciało jeszcze kilka noży, tworząc wokół niej kałużę krwi. Następnie zebrał ostrza z ciał swoich ofiar i jakby gdyby nigdy nic wyszedł i pokierował się do swojego małego domku mieszczącym się na równi z biedną i bogatą dzielnicą miasta.

Rozdział 2: 

Elien dokonała wielkich rzeczy w tym przytułku. Przynajmniej jej się tak wydawało. Często rozwiązywała problemy zabijając lub jak ona to lubiła mówić usuwając problem. Dlatego w niewyjaśniony sposób dzieci z szkoły imienia Panny Agnes ginęły.
Gdy ta mała dziewczynka dorosła i stała się dumną kobietą, postanowiła usunąć kolejny problem, jakim była jej znienawidzona opiekunka pani Agnes. Elien następnie została nowym dyrektorem przytułku. Pod jej rządami do szkoły zawitali również chłopcy, wprowadziłam  rygorystyczne zasady, których złamanie było karane zawsze najsurowiej jak to możliwe.
-Marta! – Krzyknęła starsza kobieta, stojąc nad dziewczynką o blond włosach.
-Słucham? – Do jadali wpadła młoda brunetka.
Elien dobrze pamiętała jak zatrudniała tę kobietę. Mówiła, że chce pracować z dziećmi, ale wybrała chyba nie odpowiednią placówkę do spełniania swoich zachcianek.
-Zaprowadź Kate do Pokoju, na resztę dnia – powiedziała z złośliwym uśmiechem, słysząc najpierw pisk małej blondyneczki, a potem płacz.
Pokój był najstraszniejszym miejscem w całej szkole. Było to pomieszczenie bez okien, a łóżko zastępował koc i twarda posadzka. Ściany śmierdziały zgnilizną i czymś jeszcze, nikt nie wiedział, czym, ale wydawało się, że był to smród zbrodni.
-Czy to nie za surowa kara? – Jej pracownica próbowała uratować dziecko - Przecież ona rozlała tylko mleko…
-Nie kwestionuj moich metod wychowawczych. – Rzuciła jej ostre spojrzenie – Płacę ci za coś i wymagam – chwyciła małą mocno za ucho i zaciągnęła do Marty, która ze smutkiem w oczach patrzyła na zapłakaną Kate. – Zniknijcie mi z oczu – syknęła w stronę kobiety i dziecka, które ze strachem chwyciło rękę opiekunki.

Rozdział 3: 

Elien oprócz Marty miała jeszcze kilka opiekunek, które pilnowały dzieciaków w nocy, aby ona spokojnie mogła wrócić do domu. Właśnie tak jak teraz. Zebrała swoje rzeczy z gabinetu i przeszła przez długi korytarz, gdzie pokoje mieli szesnastolatkowie. Zaciągnęła się odpalonym przed chwilą papierosem. 
-Tu chyba nie wolno palić! – Krzykną ktoś za nią. Kobieta odwróciła się w stronę głosu, wypuszczając dym z płuc. 
-Ohh… Naprawdę? – Udawała zdziwioną. 
-Tak słyszałem… – odpowiedział jej chudy chłopak opierający się o futrynę drzwi swojego pokoju. 
-W takim razie muszę go zgasić – uśmiechnęła się lekko. Zaciągnęła się jeszcze raz i podeszła do chłopca.  –Tak Tomas? – Pokiwał głową twierdząco, a Elien zgasiła papierosa na jego policzku. Z satysfakcją słuchała jak chłopak jęczy z bólu.
 Zanim jednak wyszła przeszła przez jadalnie, która była idealnie wysprzątana po posiłku. Tym razem się postarały, stwierdziła w myślach, odpalając kolejnego papierosa. 
Do domu wróciła taksówką. Znów czuła, że nie jest sama. Nie pamiętała odkąd prześladuje ją te przeczucie. Przez te wszystkie lata przyzwyczaiła się do tego. Weszła do domu. Odłożyła torebkę na szafkę i poszła do sypialni. Ściągnęła z siebie ubrania stając przed lustrem. Nie miała już ciała młodej kobiety, ale wciąż była atrakcyjna, z czego nie zdawała sobie sprawy. Miała piękne ostre rysy twarzy, wąskie, ale pociągające usta i niebieskie oczy. Poprawiła proste, gęste blond włosy sięgając do dołowy ramienia. 
-Wyglądasz jak stare próchno – powiedziała sama do siebie. 
Zanim weszła do łazienki wypaliła jeszcze jednego papierosa. Coś mignęło jej za oknem. Pewnie to sąsiad, ten stary zboczeniec,stwierdziła. Nie przejmowała się niczym, po prostu wzięła długi ciepły prysznic. Po kąpieli, zadzwoniła do przytułku i zapytała, czy wszystko w porządku. Zawsze tak robiła, gdy wcześniej urywała się z pracy, pomimo tego, że nie lubiła tych dzieciaków musiała wiedzieć, czy jeszcze nie zaplanowały jakiegoś planu zamachowego na szkołę. Na szczęście wszystko było w porządku. Opatulona ciepłym brązowym szlafrokiem usiadła do toaletki stojącej naprzeciw łóżka. Z szafki wyjęła kremy. Najpierw trzy, potem cztery w rezultacie miała przed sobą dziesięć opakowań.
-Odmładzające – prychnęła, odkręcając wieczko jednego z nich. Był zielonego koloru z drobinkami. – Nie dość, że nie pomaga, to wygląda jak rzygi – stwierdziła i natychmiast go odłożyła. Wzięła inny, ten był neutralny biały, nawet nie pachniał. Posmarowała nim twarz i jeszcze raz przejrzała się w lustrz, tak jakby od razu chciała zobaczyć w nim siebie młodszą. Machnęła na to ręką i położyła się do łóżka. Zasnęła szybko. 
Gdy rano się obudziła za oknem była jeszcze mgła. Zaparzyła sobie kawę i zrobiła tosty. Zanim zaczęła jeść, wypaliła papierosa. Ktoś zadzwonił do drzwi. Otuliła się mocniejsza szlafrokiem i poszła otworzyć. 
-Dzień dobry – powiedział wesoło jej sąsiad. Niski chudy mężczyzna podsunął jej pod sam nos bukiet czerwonych róż. 
-Weź mi te chwasty z twarzy! – Syknęła. 
-Nie lubisz róż?-wyglądał na trochę zawiedzionego. 
-Nienawidzę, tak samo jak ciebie – odwarknęła i już miała zamykać drzwi ale sąsiad szybkim ruchem ręki je otworzył i stanął w progu. Już nabierała powietrze by na niego nawrzeszczeć, ale mężczyzna szybko powiedział, że przyniósł gazetę. Westchnęła. 
-Spieprzaj! – Wyrwała mu gazetę z ręki i wypchnęła za drzwi, zamykając je na klucz. 
Wróciła do przerwanego śniadania. Rozłożyła gazetę. Było dużo lokalnych wiadomości. To wypadek, to tam ktoś zmarł. Przewróciła stronę. Czarnymi dużymi drukowanymi literami pisało: NOŻOWNIK. Zaczęła czytać artykuł:
Pamiętacie Nożownika? Mężczyznę przepasanego pasem z ostrzami. Ja pamiętam, gdy całe miasteczko żyło w zgrozie, a w gazetach drukowano klepsydry. Dwa dni temu wyszło na jaw, że on nigdy nie trafił do więzienia. Zamknięty za niego człowiek, tak naprawdę był niewinny. Jak można popełnić taki błąd? Strzęście się kobiety! On tu jest!
Skończyła czytać. Miała dość tych bredni. Dojadła tosty. Wróciła do sypialni ubrała się w czarną sukienkę z koronkowym dekoltem. Umalowana przejrzała się w lustrze, wyglądała dobrze. Paląc papierosa pochwyciła swoją torebkę i pojechała do szkoły. 
Jadąc taksówką czuła znów, że ktoś ją obserwuję i to nie był kierowca, który co chwile spoglądał w lusterko. Podziwia moje zamaszki? – Pomyślała zirytowana. 
Na miejscu, weszła po stopniach do budynku. W drzwiach przywitała ją jedna z opiekunek i nauczycielka matematyki. Za pięć minut zaczynały się lekcje w drugim budynku. Musiała przypiłować, żeby wszystkie dzieciaki uczestniczyły w lekcjach. Weszła do pokoju zabaw, gdzie na sofie siedziało jeszcze kilku chłopaków, a pośród nich były dwie dziewczyny. Przypominały jej się czasy młodości, gdy to ona sama siedziała na tej sofie, a wokół niej zabiegało o nią pięciu chłopaków. Uśmiechnęła się lekko, ale nie widocznie.
-Na lekcje smarkacze – zagrzmiała Elien. Rozmowy w pokoju ucichły, a cała grupka zebrała się szybko i czmychnęła do drugiego budynku. Jednak za nim… -Neill – zatrzymała wysokiego chłopaka, który trzymał za rękę, ładną brunetkę. – Nie palcie mi papierochów na długiej przerwie – Uśmiechnęła się sztucznie i sama wyciągnęła paczkę. Chłopiec przytaknął i chwile potem wraz z dziewczyną poszedł na lekcje. W drodze do gabinetu zdążyła wypalić dwa papierosy i odebrać telefon.
-Dzień dobry, Pani Lange – mówił głos w słuchawce telefonu – Chciałbym się upewnić, że nasze spotkanie jest aktualne. 
-Tak, oczywiście. – Odpowiedziała. – O siedemnastej prawda? – Jednak po drugiej stronie panowała cisza. –Halo, jest tam pan? 
-Tak, o siedemnastej – powiedział po chwili – A chciałbym jeszcze panią zapytać, czy nie zechciałaby Pani przyjść na bankiet, zaraz po naszym spotkaniu? 
-Przemyśle to, doktorze – odpowiedziała.
-Liczę na pani odpowiedź o siedemnastej. Dowiedzenia. – Pożegnała się z nim. 
Usiadła za biurkiem i zajęła się papierkową robotą. Musiała wpisać dwójkę nowych dzieciaków do szkoły. Trafili się bliźniacy. Dlaczego ona nie miała dzieci? Może dlatego, że żadne z jej czterech małżeństw nie było szczęśliwe? No, jeszcze może dlatego, że to ona zabiła swoich mężów. W końcu zasłużyli na to. Pierwszy z nich Maks, był pijakiem i lubił chodzić na dziwki. Drugi, Karol był zapracowanym dupkiem. Trzeci, Aleksander, nie miał nałogów, po porostu lubił mężczyzn, a czwarty, Elien myślała, że będzie tym jednym do końca życia, przy nim nie była zimną suką, tylko szkoda, że David kochał jej pieniądze, a nie ją. Westchnęła ciężko. Może powinna iść na ten bankiet? Rozerwie się trochę. Chyba to nie był taki  zły pomysł. Uśmiechnęła się do siebie i włożyła akta chłopców do szafki. Odpaliła papierosa i myślała o doktorze. PÓJDZIE! Zadecydowała ostatecznie, ale potrzyma go jeszcze w niepewności. 
Około południa w jej gabinecie była nauczycielka geografii z Martą i tą samą blond dziewczynką, co wczoraj. 
-Co zrobił ten diabełek? – Zapytała Elien, petując papierosa do popielniczki.
-Kate, najpierw zwyzywała swoje koleżanki, chciała je pobić, jak próbowałam ją powstrzymać to zaczęła wyżywać się na mnie – nauczycielka uniosła rękę w górę, na której widniało kilka czerwonych śladów. –A gdy jadła obiad w stołówce, wbiła  koleżance w rękę widelec…
Marta patrzyła z politowaniem na dziecko, a Elien coraz wyraźniej widziała w małej siebie samą w jej wieku. Musiała temu zapobiec, nie chciała w niedalekiej przyszłości glin w przytułku. Jeśli Kate miała już takie zapędy to za niedługo zobaczy jak z flaków swoich koleżanek dzierga sobie szalik. Oho.. Nie, tak nie mogło być. 
-Dobrze, dziękuje ci – zwróciła się do nauczycielki Elien. –Marto odprowadź, tego małego wandala do Pokoju. 
Dziewczynka jak ostatnio zaczęła szlochać.
-Ale… - zaczęła opiekunka.
-Cholera, powiedziałam coś, czy nie!? Dlaczego ty zawsze kwestionujesz moje zdanie?! Przyjdź do mojego gabinetu jak skończysz pracę. 
-Dobrze, przepraszam – powiedziała cicho Marta, bojąc się spojrzeń na swojego pracodawcę. Chwyciła za rękę podopieczną i wyszła z gabinetu, a zaraz za nią nauczycielka. -Posłuchaj mnie Kate – uklękła przy dziewczynce, gdy oddaliły się od gabinetu Pani Lange. – Nie chcę żebyś kolejną noc spędzała w pokoju, dlatego pomożesz mi sprzątać, to będzie twoja kara. Ta stara nie wie, co jest dla ciebie lepsze – zaśmiała się 
-Dobrze – odpowiedziała jej cicho, Kate uśmiechając się przez łzy. 

Elien zbierała już swoje rzeczy, gdy do jej gabinetu weszła Marta.
-Jestem, jak pani chciała – powiedziała opiekunka. 
-Nie nauczyli cię pukać? A gdybym rżnęła się ty z kimś na tym biurku? – popatrzyła na nią pytająco, odpalając papierosa. –Gdzie jest ta mała smarkula? 
-W Pokoju – odpowiedziała szybko Marta.
-Nie pieprz – podeszła do niej i chwyciła mocno za twarz, wypuszczając dym – Mnie nie okłamiesz, idź po nią. 
Marta wciąż trzęsąc się, dziesięć minut później trzymała dziewczynkę za rękę. Elien zamknęła drzwi w gabinecie na klucz.
-Nie mam zbyt wiele czasu – zaczęła starsza kobieta – Powiedz mi dlaczego, zawsze robisz na przekór? Wiem, że ta mała szmata była z tobą, a nie w Pokoju. Pytam się dlaczego?! – Opiekunka nic nie odpowiedziała – Wam obu należy się kara – dodała uśmiechając się złowieszczo, szukając czegoś w torebce. Obie dziewczyny pokiwały twierdząco – Która pierwsza?
-Może ja – powiedziała nieświadoma tego  Marta, co za chwile się stanie.
-Dobrze – uśmiech Elien robił się jeszcze bardzie zły. Podeszła wolno do opiekunki i jednym szybkim ruchem podcięła jej gardło. Kate zaczęła płakać. Puściła rękę młodszej kobiety i ucięła w kont. – Nie bój się mała, nie poczujesz bólu. – powiedziała uspokajająco –Stój mała zdziro! – krzyknęła gdy dziewczynka, pobiegła w inne miejsce – Co ja się będę z tobą pieprzyć – Elien wyjęła z torebki mały rewolwer i strzeliła trafiając Kate w prawe oko – Ładnie – stwierdziła stojąc nad małą blondyneczką. Zapakowała oba ciała do szarych worków na śmieci i cisnęła je do wielkiej szafy stojącej w gabinecie. –Później się wami zajmę – powiedziała zamykając drzwi szafy na klucz. Poprawiła sukienkę i wyszła. Miała tylko pół godziny, żeby się przygotować do spotkania z doktorem. W domu szybko ułożyła włosy i zrobiła makijaż. Zmieniła sukienkę – czarną z wyciętymi plecami- która świetnie podkreślała jej atuty. Zanim weszła do gabinetu doktora wypaliła papierosa. Peta wrzuciła do doniczki stojącej obok drzwi.
-Dzień dobry John. – przywitała się z nim, uśmiechając się promiennie. –Chciałeś mi cos pokazać.
-Dzień dobry Pani Lange. Proszę się rozsiąść – wskazał kobiecie stojący obok biały fotel. –Zacznijmy więc – Usiadł naprzeciwko niej.- Przychodzi do mnie Pani z odwiecznym problemem, zmarszczek i…
-Nie przypominaj mi – zaśmiała się. Wiedziała, że mu się podoba. 
-Przepraszam – odrzekł lekko speszony – Niech Pani spojrzy na to nagranie – Na dużym plazmowym telewizorze zaczął wyświetlać obraz, przedstawiający leżącą małpkę. Elien pomyślała, że jest martwa – To Maks, był umierający – Maks, źle kojarzyło jej się to imię… - Ale podaliśmy mu serum, które odmłodziło jego organizm – Na ekranie, pojawiła się skacząca małpka, która nie przypominała tej poprzedniej, tak słabej. Ta nowa wręcz tryskała energią. Nieźle -pomyślała. – Mogło by to wpłynąć na wygląd, ale nie przeprowadziliśmy jeszcze badaniach na ludziach…
-Chcę to. – przerwała mu.
-Ale to może wpłynąć źle na Pani zdro… 
-Chce to – powtórzyła stanowczo – Za coś ci płacę – rzuciła mu karcące spojrzenie. 
-Mogę Pani polecić pewien krem, który…
-Mam dziesięć kremów i jeszcze żaden nie wywołał takich rezultatów, jak te serum u małpy. Powtórzę grzecznie ostatni raz, daj mi to.
-Ale…-mężczyzna wciąż próbował oponować
-Głuchy jesteś? 
-Nie chcę, żebyś ucierpiała na zdrowiu…
-Skarbie – wstała z fotele i podeszła do niego – Daj mi to – powiedziała do jego ucha, czując jak przechodzą go ciarki – To jak? – wyszeptała do drugiego ucha. Poczuła jak jego oddech przyspiesza. Był jej.
-D-d-dam – zająkał się – Ci to. 
-Pani – poprawiła go i lekko pocałowała w ucho. – Idziemy na ten bankiet – usiadła na jego biurku – Odsłaniając nieco uda.
-T-t-tak – wstał szybko, niemal się przewracając, ubrał pałasz i zaproponował Elien swoje ramie wcześniej dając jej buteleczkę cudownego, odmładzającego serum i tłumacząc dokładnie jak ma je dawkować. 
-Dobrze, dobrze – powiedziała kokieternie, gdy on skończył i ucałowała go w policzek, zaczerwienił się. –Nie spinaj się tak – zaśmiała się słodko. Zawsze dostaje to co chcę pomyślała, wsiadając do jego samochodu. 
Piętnaście minut później wysiedli przed restauracją, w której miał być bankiet. Weszli razem. John trzymał ją mocno pod ręką. Może po to by mu nie uciekła. Zaśmiała się w myślach. Taki głupi, taki naiwny, stwierdziła w duchu. W środku budynku było ustawione, kilka stolików i duży parkiet na którym kołysało się kilka par. Ale najbardziej interesował ją bar, który był oświetlony białym światłem. Chciała tam iść, ale doktor zaciągnął ją do stolika, przy którym siedziało kilka zgrzybiałych dziadów. Wlepiali w nią oczy. Miała wrażenie, że każdy z nich rozbiera ją wzrokiem. Fakt jak na swój wiek była zadbaną kobietą, ale te cholerne zmarszczki, nie dodawały jej uroku. 
-Napijecie się czegoś, panowie? – rzuciła
-Z chęcią –odpowiedział jeden z nich. Chyba był najbrzydszy. Niski, otyły, prawie łysy z małymi oczami. –Pójdę z panią do baru. Chcecie coś chłopaki? – Wszyscy prawie równocześnie odpowiedzieli piwo, oprócz Johna, który zażyczył sobie wody. 
-Poproszę martini – powiedziała przy barze, do młodego chłopaka. 
-I trzy piwa – dodał mężczyzna – Nazywam się Ed – wyciągnął do niej rękę.
-Elien – odpowiedziała mu, lekko chwytając jego dłoń.
-Piękne imię – przybliżył się do niej. Odpaliła papierosa, wypuszczając dym w jego stronę. 
-Kobieta z papierosem jest kusząca – zniżył głos, sądząc, że będzie on podniecający. Przejechał dłonią po jej nodze.
-Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęła.  
-Nie bądź taka – pogładził jej ramie.
-Stary zboczeniec – uderzyła go w twarz i zgasiła papierosa na łysienie. Zajęczał. 
–Głupia suka! –rzucił, gdy odchodziła. 
Weszła do toalety i oparła się o umywalkę zaciskając mocno pięści. Zaraz zrobi z nim porządek! Poprawiła włosy przed lustrem i z uśmiechem wyszła z łazienki. Spojrzał na stolik, gdzie siedzieli. Nie było go tam, tak samo przy barze. 
-Widzieliście Ed’a? – zapytała towarzystwo przy stoliku
-Przecież był z tobą. – odpowiedział jej John. – Pewnie zaraz wróci, usiądź. – uśmiechnął się ciepło.
Próbowała wdać się w rozmowę z tymi ważniakami. W restauracji zrobiło się coraz tłoczniej, a muzyka była głośniejsza. Ed dalej nie wracał.  –Zatańczymy? – zapytał jej doktor, wyciągając rękę. Gdy weszli na parkiet muzyka wyraźnie zwiększyła tępo – teraz grano skoczny, jazzowy kawałek. John objął ja w tali i próbował robić jakieś dziwne ruchy, kompletnie nie w takt muzyki. 
-Odbijany – powiedział jakiś mężczyzna za nią niskim głosem, chwytając Elien za rękę i mocno przyciskając do siebie. 
-Nie znamy się – powiedziała do mężczyzny. Teraz widziała go całego. Nie mogła ocenić jakiego był wzrostu, bo na głowie miał czarny kapelusz.
-Ty mnie nie znasz, ale ja znam ciebie El – odpowiedział uśmiechając się. Podobał jej się ten uśmiech.
-Jeśli mnie znasz, to wiesz, że nie lubię tego „El” – zakręcił nią. 
-Wiem. Ale to słodko brzmi.
-W twoich ustach zapewne -  roześmiała się lekko. Nie znała faceta, ale poflirtować nie zaszkodzi. –Świetnie tańczysz.
-Mam idealną partnerkę, a nogi same się rwą do muzyki. 
-Nie schlebiaj mi tak – upomniała go, uśmiechając się uwodzicielsko. 
-Ty się tak nie uśmiechaj, kotko. Mówiłem coś – zaśmiał się. Muzyka zmieniła rytm na wolny. –Chcesz posłuchać jak gram?
-Grasz?
-Uznaje to za tak – zakręcił nią, a Elien nie zauważyła nawet, że tańczyli tuż obok sceny. Mężczyzna wszedł do jakiegoś pomieszczenia obok  i wyszedł z niego niosąc w ręku złoty saksofon.
-Dedykuję tę melodię mojej El – powiedział do mikrofonu. Była tak pochłonięta magicznymi dźwiękami saksofonu, że nie zdążyła nawet zaprotestować John’owi gdy ponownie zaciągnął ją na parkiet. Cały czas wypytywał o tego mężczyznę, ale ona sprytnie unikała odpowiedzi. Gdy melodia ucichła Elien poczuła dziwną pustkę. Szybko spojrzała na scenę szukając wzrokiem muzyka, jednak ten nagle zniknął a wraz z nim ucichły ostatnie nuty saksofonu. Kobieta próbowała go odszukać, ale do końca wieczora rozpłynął się… 
W rezultacie trochę spita wsiadła do samochodu John’a, obściskując go gorąco. Skończyło się to w jego sypialni. Jednak nawet pod wpływem alkoholu Elien myślała o tym mężczyźnie. Dziwnie to brzmiało. TEN mężczyzna. Postanowiła nazywać go od teraz Saksofonista.

4 komentarze:

  1. Fajny, podoba mi się ;) Miło jest zobaczyć coś, co nie jest kolejnym blogaskiem o nastolatkach i ich problemach typu w co się ubiorą do szkoły. Zaciekawiłaś mnie. Będzie kontynuacja? Pozdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej :3 Miło widzieć pierwszy komętarz ^^ dziękuje bardzo :) I jasne że będzie kontynułacja - kolejny wpis 12 ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Sztos opowiadanie, czytam zafascynowany zbudowanym światem 😍

    OdpowiedzUsuń