poniedziałek, 11 lipca 2016

Saksofonista 13-14-15

Jestem z kolejnymi rozdziałami. Trochę spóźniona, ale jestem.
Betowała Helena Komar i moja kochana Hachi <3

Rozdział 13

Tego dnia stwierdziła, że musi skończyć z Edmundem. Nie chce, żeby on cierpiał gdy będzie odchodzić. Nie wyobraża sobie tego, że on mógł siedzieć obok jej łóżka w szpitalu i patrzeć. To było bardziej bolesne, niż wieść o chorobie. Dzisiaj wykorzysta jeszcze ten wieczór z nim, pozwoli mu się rozkoszować tą chwilą, a potem zrobi to samo, co z swoimi czterema byłymi mężami. Może nie zabije go, ale zniszczy te relacje. Nie byłaby w stanie go zabić.
Przyjechała do domu o umówionej godzinie. Edmund nie posiadał się ze szczęścia na jej widok. Przytulił ją mocno i pocałował tak jak lubiła.
-Ślicznoto, przygotuj się za godzinę zabieram cię gdzieś. Nie będziesz się nudzić – mówił z szerokim uśmiechem.
-W ciemną uliczkę? – zapytała, dalej tuląc się do jego ramion. Dawały jej takie poczucie bezpieczeństwa…
-Zgwałcę cię tam – podążał ręką w dół jej talii.
-I zabijesz? – zaśmiała się.
-Zniszczyłaś moją niespodziankę – popatrzył na nią z udawanym wyrzutem.
-Idę się ubierać – pocałowała go lekko.
-Jak dla mnie to możesz iść nawet nago – uśmiechnął się do niej, unosząc jeden kącik ust.
-Zboczeniec – rzuciła, wchodząc po schodach do sypialni.
Na górze wzięła kąpiel i cały czas myślała, jak ciężko będzie jej zrobić to, co zaplanowała. Otuliła się ręcznikiem i z komody wyjęła pierwszy lepszy alkohol. Popiła nim dwie tabletki. Skrzywiła się gorzkim smakiem trunku i wyjęła papierosa. Powoli wypaliła go siedząc i patrząc na wiszące sukienki w szafie. Wszystkie były czarne, oprócz jednej. Tej na specjalne okazje. Była krwisto czerwona. Wyrzuciła peta do popielniczki i zdjęła z wieszaka sukienkę. Popatrzyła na nią i stwierdziła, że w końcu to jej pora. Ubrała ją i założyła cienkie, cieliste pończochy. Odkąd mieszkał z nią Edmund wyrzucił wszystkie jej rajtuzy. Mówił wtedy, że pozbawiają ją kobiecości. Uśmiechnęła się sama do siebie. Usiadła do toaletki i umalowała się. Tusz do rzęs i pudry zrobiły swoje. Jeszcze czerwona szminka w kolorze sukienki i była gotowa.
Przejrzała się w lustrze. Podobało jej się to co widzi. Duży dekolt wycięty w literę V uwydatniał jej piersi, które spodobają się Edmundowi. Prawie by zapomniała! Wyjęła z szuflady srebrną kolię i zawiesiła ją na szyi. Teraz była gotowa.
Słyszał jak po schodach niesie się stukot jej obcasów. Wystrzelił z salonu jak kula armatnia, żeby nacieszyć oczy jej widokiem. Dzisiaj przeszła samą siebie. Z dnia na dzień piękniała, ale teraz nie umiał znaleźć słów, które opisałyby jej urodę. Wrócił po kapelusz do salonu i podał jej swoje ramię. W między czasie pochwycił też czarny futerał z złocistym instrumentem w środku.
-To gdzie jedziemy? – zapytała słodko, wtulając się w jego ramie.
-Posłuchasz jak gram, napijesz się, odprężysz – odpowiedział jej otwierając drzwi taksówki.
-Czyli to jednak nie ciemna uliczka – zażartowała
-Ohh… Nie martw się, ciemną uliczkę to ja ci w domu zrobię – pocałował ją w policzek i polecił taksówkarzowi, gdzie ma jechać.
Kilkanaście minut później wysiedli przed najdroższym klubem w mieście.
-My tu…
-Tak – odpowiedział zadowolony
-Nawet mnie nie stać na ten klub…
-Ale mnie stać – puścił jej oczko – Gram tu dzisiaj, a muzycy mają wstęp i drinki za darmo, zagadnąłem też właściciela, czy mój aniołek może wpaść i mieć takie same przywileje. Zgodził się – pocałował ją mocno i wprowadził przez kolejne drzwi, aż do holu, a potem do głównej Sali, która olśniewała. Większość pomieszczenia zajmowała scena, na której produkowali się muzycy, kolejny  i chyba jej ulubiony kawałek przestrzeni zajmował bar gęsto zasłany ludźmi i ciekawie wyglądającymi nawet z daleka napojami, a inna była usłana w stoliki i małe loże. Usiadła przy barze i rzeczywiście wszystko stało otworem.
Zamówiła niebieską Margaritę. Wzięła alkohol i usiadła bliżej sceny w małej czarnej loży, która charakterystycznie kontrastowała z czerwienią jej sukni. Po kilku minutach na scenę wszedł prowadzący. Poprawiał mikrofon i lekko speszony spojrzał na widownię.  Elien nie musiała długo czekać, zanim ktoś się do niej przyczepi.
-Mogę? – zapytał mężczyzna w jej wieku.
-Jeśli chcesz mieć problemy z moim partnerem, siadaj – uśmiechnęła się.
-Zaryzykuje – odpowiedział. Zdziwiła się. – Mów mi Olivier. W skrócie Oli.
-Elien – rzuciła mu oschle i nie odrywała wzroku od sceny. Zespół właśnie przestał grać i prowadzący zapowiadał  Edmunda.
-To gdzie jest ten twój partner? Nie powinien być przy tobie – zadrwił Olivier.
-Tam – wskazała na mężczyznę z saksofonem na scenie.
-Artysta – prychnął  - Złotko – chwycił jej rękę i pociągnął, żeby zwrócić jej uwagę na siebie. –On pewnie wiele nie zarabia, a ja? Jestem szefem wielkiej korporacji. Mogę dać ci co zechcesz…
-Zostaw mnie – syknęła
-Choć ze mną, a pokaże ci co to znaczy żyć – uśmiechnął się
-Puszczaj! – powiedziała trochę głośniej.
-Zastanów się. – powiedział stanowczo.
-Spieprzaj! – wylała na niego drinka, a on dopiero puścił jej rękę.
-Zadzwoń – facet był bardzo zdeterminowany. Podsunął jej swoją wizytówkę.
-Możesz sobie to wsadzić… - prychnęła i poszła do baru po kolejnego drinka. Usiadła w innym miejscu, tak, że spokojnie widziała Edmunda. Grał jak zwykle zachwycająco. Zrobiło jej się słabo. Połknęła dwie tabletki, popijając drinkiem. Od razu lepiej.
Ten palant znów do niej podszedł.
-Mogę pokazać ci inny świat – próbował ją zagadnąć.
-Ja mogę pokazać ci jak wygląda poderżnięte gardło – wstała z miejsca i nie zdawał sobie sprawy jak blisko siebie stoją.
-Choć ze mną – uśmiechnął się tak jakby nic się nie stało
-Powiedziałam ci już, żebyś się odpierdolił – rzuciła mu ostre spojrzenie.
-Słyszysz? – odezwał się ktoś inny. Elien przerzuciła wzrok na scenę. Edmunda tam nie było. Jakiś inny muzyk próbował mu dorównać. On był  tuż za Olivierem, przyciskając nóż do jego pleców.
-Weź to – syknął cicho jej natrętny adorator i wcisnął w jej ręce kolejną wizytówkę. Chyba nie zdawał sobie sprawy, co przed chwilą znajdowało się przy jego plecach, bo  odszedł bez słowa. Kobieta schowała ten skrawek papieru.
-W porządku? – zapytał jej mężczyzna
-Teraz tak – uśmiechnęła się.
-Wiesz co, mam pomysł na zabawę – popatrzył za odchodzącym Olivierem, a Elien zrozumiała o co mu chodzi
-Świetny pomysł – odparła, zawieszając ręce na jego szyi.
-Zatańczmy – porwał ją na środek sali i objął mocno, tak jakby bał się, że ucieknie. –Jak to zrobimy? –zapytał z zadziornym uśmiechem lekko kołysząc się w takt muzyki.
-Na razie będziemy go obserwować, poczekamy, aż wyjdzie z klubu.
-Potem zawrócisz mu w głowie, ale bez przesady – pocałował ją lekko.
-A następnie zawieziemy go tam gdzie ostatnio?
-Dobrze kombinujesz aniołku – dłońmi krążył po jej tali próbując zachować resztki przyzwoitości. – Chciałbym zedrzeć tą sukienkę z ciebie – szepnął jej do ucha. Przeszedł ją miły dreszcz.
Cały czas obserwowali swoją ofiarę, nie dając jej żyć. Oboje wiedzieli, że czuje się nie pewnie. Udawał twardziela, ale jego strach zauważyłby nawet ślepy.
Potem już nie przywiązywali tak wielkiej wagi do niego. Rozmawiali jak zwykle, pili i byli zauroczeni  sobą. To było takie magiczne. Przez chwile zastanawiali się nawet, czy mu nie odpuścić. Przedyskutowali to i stwierdzili, że dzisiaj muszą się sobą nacieszyć. W sumie to bardziej Elien go do tego przekonała, inaczej by się nie zgodził. Pewnie ten facet leżał by już dawno pokrojony na stole w szopie.
-Wychodzi – zauważył.
-Powiedziałeś, że go zostawisz- położyła dłoń na jego udzie i masowała.
-Tak – zaciągnął się mocno papierosem. Położyła podbródek na jego ramieniu.
-Chce ci coś jeszcze pokazać – przytknął filtr do jej ust. Wypuściła dym.
-Napijmy się jeszcze i idźmy, dobrze? – ostatnie słowo wyszeptała do jego ucha. Lubił to.
-Oczywiście – pocałował ją i zamówiła jeszcze raz whisky. Przechylił szklankę i na raz wypił jej zawartość, gdy ona powoli sączyła alkohol. Tym razem to on gładził jej udo, a potem wsunął rękę troszkę dalej .
-Ktoś zauważy – zwróciła mu uwagę
-Chodźmy tam – wskazał na lożę, gdzie wielka sofa była osłonięta mlecznymi szybami.
-Ale ktoś…
-Nie marudź – pociągnął ją za rękę. Mało nie wylała alkoholu. Wciągnął ją za parawan z szkła i od razu dobrał się do niej. Całował jak szalony, dłońmi błądząc po jej ciele. –Tylko nie krzycz – uśmiechnął się i popchnął ją na sofę.
-Ktoś może tu wejść – powiedziała trochę speszona.
-Zabijałaś – powiedział cicho – A boisz się, że ktoś cię przyłapie? – zaśmiał się i wsunął dłoń pod jej sukienkę. Westchnęła głośno.
-Masz rację – wydyszała po chwili, gdy zatopił palce w jej ciele.
Poruszał nimi na przemian szybko i wolno. W końcu nie wytrzymała pisnęła.
-Mówiłem cicho – przytknął rękę do jej ust.
Drugą rozpiął rozporek. Zsunął jej bieliznę i wszedł w nią. Edmund odetchnął głęboko, zanim zdobył się na jakikolwiek ruch w jej wnętrzu. Elien zacisnęła mono oczy. Ręce zacisnęła na jego ramionach. Poruszał się na początku powoli. Potem szybciej, gdy czuł, że jest u szczytu. Elien przeszedł tak mocy orgazm, że zamroczyło ją. Edmund też potrzebował chwili, żeby wrócić do rzeczywistości.
-Jesteś cudowna, mój aniołku – powiedział po chwili i ucałował ją w czoło.
Następnie ubrał się, poczekał, aż Elien się ogarnie i wyszli z klubu. Stwierdzili, że przejdą się. W życiu by się na to nie zgodziła, gdyby wiedziała, że będą szli prawie trzy godziny. Nie w tych butach! Na szczęście drogę wystarczająco umilał jej Edmund. Cały czas ją rozśmieszał, rozmawiał z nią, a gdy byli już prawie na miejscu, wziął ją na ręce, żeby więcej nie mówiła, że bolą ją nogi i zaniósł przed słynną szopę.
-Panie przodem – powiedział, gdy otworzył drzwi. Weszła do ciemnicy. Po chwili rozbłysnęło światło z ziemi, tak żeby uwydatnić to co wisi nad nią. Zaniemówiła. – Miałem nadzieje, że ci się spodoba.
-Nie wiem, co powiedzieć – popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem, przechadzając się wokół zwieszonych na hakach ciał jej sąsiadów, ludzi, których nie dawno zabiła, bądź nie lubiła. Wszyscy tu byli. –Jesteś niesamowity – powiedziała ze łzami w oczach.
-Nie płacz – przytulił ją mocno.
-Wziąłem pas, jeśli chcesz, możesz…
-Możemy – poprawiła go.
-Tak – ucałował ją w głowę i powoli, tak, żeby jej nie skaleczyć wyjął jeden z noży i podał jej. Miał drewnianą rączkę, na której był wyryty drobny wzorek – Mój pierwszy, jaki zrobiłem, weź go.
-Jak ja ci się odwdzięczę? – otarła łzę, która spływała po policzku.
-Jest kilka rzeczy, które mogła byś zrobić – chwycił za jej pierś.
-Zboczeniec, no zboczeniec – wyskoczyła do niego z nożem, potykając go pod gardło.
-Aniołek – powiedział z szerokim uśmiechem – Chcę to zobaczyć.
Elien podeszła do pulchnego ciała, zawieszonego w górze. To była kobieta, która próbowała jej wmówić, że źle wykonuje swoją prace. Przypominała sobie jej słowa „Pani powinna siedzieć w więzieniu za takie traktowanie dzieci!” Pierdol się. Pomyślała i wykonała pierwsze pchnięcie nożem. Pociągnęła go w dół. Jej wnętrzności wypłynęły. Wcięła jej także usta. Opowiadała same kłamstwa.

Rozdział 14


Nie wiedziała, co ją podkusiło do tego, żeby zgodzić na tę spotkanie, ale opłacało się. Może nie poznała jej, dlatego, że inaczej była ubrana, umalowana. Przechodziła nawet obok nich. Siedziała z tym swoim partnerem. Wcześniej odrzuciła całkiem przystojnego faceta… Ile by dała, żeby taki mężczyzna odezwał się do niej, albo chociaż popatrzył… Ale ona wolała tego swojego muzyka. Zarabiał marne grosze, a ona go kochała? NIE! Ona nie mogła go kochać, była potworem. A takie potwory jak pani Lange nie mogą kochać!
Zastanawiała się jak wyrwać się z spotkania z dziewczynami z pracy. Może im powie, że dostała sms’a od matki? Wyjdzie na to, że dalej słucha się rodziców… Em… To…
Wychodzą! Musi za nimi iść, nie może przepuścić takiej okazji!
Wstała od stolika, gdzie grupka kobiet prowadziło rozmowę.
-Musze już iść – powiedziała powoli, ubierając się.
-Zostań – powiedziała jedna z jej koleżanek.
-Czas mnie goni – wzięła torebkę i pognała przed siebie.
Szła długo za parą, która cały czas się śmiała. Dobrze, że założyła wygodne buty, a nie chciała szaleć z jakimiś szpilkami, na których i tak nie umie chodzić. Do tej pory, nic się nie działo. Musiała iść daleko za nimi, gdy weszli w polną drużkę. Bała się, że ich zgubie, ale po czasie zorientowała się gdzie idą. Znów do tej przeklętej szopy. Weszli do środka. Zaświeciło się światło. Przeszła do szpary, gdzie ostatnio na nich patrzyła. Zrobiło jej się nie dobrze od smrodu, który ulatniał się z pomieszczenie. Zapisała wszystko, co widziała. To co robiła jej pracodawczyni i ten facet. W końcu nie wytrzymała zwymiotowała. Miała nadzieje, że nie słyszeli tego. W końcu odeszła, trochę słaba, ale miała to czego chciała. Wystarczy jej jeszcze jeden dowód na panią Lange i tego mężczyznę, a oboje dostaną dożywocie, albo dorobią się kary śmierci.

Rozdział 15

Dobrze że Edmund miał jakieś dodatkowe ubrania w szopie, bo ludzi na ulicy przerażała by  kobieta w poplamionej krwią sukience. Mniej dziwiący był widok Elien w białej, dużej męskiej koszuli. Gdy tak szli od czasu do czasu myślała o tym co musi zrobić i co jeszcze zrobi, żeby zniszczyć jego życie i dzięki temu swoje. Czy już w tej chwili mogła powiedzieć, że go kocha? Ona jeszcze potrafiła kochać?  Westchnęła.
-Co tak spochmurniałaś?  – zauważył Edmund, przysuwając ją bliżej siebie.
-Zamyśliłam się – odpowiedziała z nutką melancholii
-Nie myśl tyle, aniołku – zwrócił jej uwagę – No chyba, że o mnie – zaśmiał się i ucałował ją w skroń.
-Ohh… Nie zaprzątam sobie tobą głowy – stwierdziła.
-A ja tobą! – rzucił szybko, puszczając jej oczko.
-Wolałbyś inną? – zapytała unosząc jedną brew
-Na przykład tą – wskazał na młodą dziewczynę, która opierała się o ścianę budynku z różowym bilbordem wyświetlającym cenę hotelowych pokoi. Dziewczyna trzymała w ręku kartkę. Na której był wypisany cennik z jej usługami.
-Stać cię na nią? – zaśmiała się.
-Już chyba wole ciebie – uszczypnął ją,  w pośladek.
-Ohh! Jesteś okrutny! – krzyknęła z udawanym wyrzutem.
-A ty jesteś najwspanialszą kobietą na świecie. – zatrzymał ją na środku ulicy i mocno pocałował – Nigdy nie będę chciał innej – dodał, gdy w końcu dał upust jej ustom. – Nigdy – powtórzył i jeszcze raz ją pocałował. Potem chwycił ją za rękę i jak zwykle próbował rozśmieszyć, a Elien śmiałą się z jego żartów, nawet tych, które nie były najlepsze.
Gdy byli już blisko swojego domu, ktoś w ich stronę rzucił „dobry wieczór”. Elien obejrzała się za głosem. Zauważyła młodego chłopaka, stojącego już plecami i wyciągającego coś z czerwonego porsche zaparkowanego przed domem jej sąsiada, który kiedyś był mocno w niej zakochany, a teraz gryzie piach, niedaleko jej domu. Odpowiedziała mu, a chłopak uśmiechnął się do niej.
-Jeśli chcesz kochanka… - zaczął Edmund – To starszego.
-Nie potrzebuje kochanka – powiedziała wtulając się w jego ramię
~*~
Zanim położyli się spać zdążyła pod nieuwagę  Edmunda wziąć dwie tabletki i popić je serum, jednak tej nocy, czuła się wyjątkowo źle. Coś skręcało ją w brzuchy, a głowa robiła się gorąca i jeszcze brakowała tego, żeby ręka Edmunda zawędrowała na jej boku. Co do cholery mam teraz zrobić?! Jeśli ma zacząć „to” niszczyć, to chyba powinna zacząć od teraz? Tylko jak? Jak? JAK?! Dobra…Może nie wpadła na jakiś innowacyjny pomysł, ale po prostu strzepnęła z siebie jego rękę i przesunęła się na kraniec łóżka. Jej mężczyzna nie dawał za wygraną, tym razem przewrócił się na drugi bok i obijał ją, przysuwając ją do siebie. PIĘKNIE! Słuchając jak oddycha zastanawiał się co ma zrobić, może teraz powinna jakoś zabłysnąć inteligencją i wymyślić w końcu coś porządnego. Chyba mam pomysł! Po prostu zebrała w sobie wszystkie swoje siły i usiadła na łóżku.
-Co ty robisz? – zapytał jeszcze zaspany Edmund. Ten jego cholerny głos… 
-Pójdę się napić – powiedziała powoli. Wstała i zeszła na dół do salony. Z szafki w kuchni wyjęła dwie białe tabletki przeciw bólowe. Potoczyła się wolno do barku i popiła tabletki whisky. Skrzywiła się na jego gorzki smak. Potem postawiła całą butelkę na szklanym stole i usiadła. Chwile na nią patrzyła, odganiając wszystkie myśli od siebie. Pociągnęła kilka łyków z butelki. Jesteś głupia! Jednak jeśli nie zabije jej rak to zrobią to wyrzuty sumienia. Pociągnęła jeszcze kilka razy z butelki i wypaliła kilka papierosów, a potem wróciła do sypiali. Poprawiła pościel Edmunda a potem położyła się na skraju łóżka. Słyszała jak jej serce krzyczy: Wtul się w jego silne barki! Jednak umysł odpowiadał stanowczo: Pierdol się! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz